Witamy naszych ulubionych czytelników, jak zawsze wdzięczni za atencję i Wasz czas i zapraszamy do zerknięcia z nami w lekko przykurzoną już w figuratywym i dosłownym znaczeniu tego słowa serię Collectible Minifigures muppetów. Produkt to zeszłoroczny, który przez jakiś czas leżał i zbierał kurz – nie spieszyliśmy się ze skompletowaniem, sfotografowaniem, zapostowaniem i archiwizacją tej serii, częściowo dlatego, że metryka co prawda umieszcza nas w domyślnym targecie tej serii, ale nieszczególnie ten produkt był czymś, co rozpaliło nasze zmysły. Z jakichś przyczyn, osobiście bliższa mi była seria Looney Tunes, Winnie the Pooh czy Sezame Street. Swoją drogą ciekawi mnie jak na taki stan rzeczy reagują GenZyerzy, widząc, jak boomersko-milleniarska jest zdecydowana większość portfolio Duńczyków, ale cóż – LEGO wielokrotnie udowadniało, że potrafią liczyć, zaś sztafeta generacyjna nieubłaganie wskazuje, że to właśnie millenialsi i xenniale wchodzą dziś w wiek zwykłą koleją rzeczy umożliwiający finansowanie głupkowatego, kosztownego i niszowego hobby – zdaje się więc że tym dzisiaj wchodzącym w dorosłość przyjdzie poczekać na ich mangę, Animals Crossing, Death Note i teletubbisie w wersjach klockowych, ale bez obaw, nikt z nas tu nie młodnieje.
Jako, że nie przygotowałam na tę okoliczność żadnej przydługiej dygresji tym razem, przejdę od razu do rzeczy i będę omawiać jak zwykle parami, zgodnie z ulotką dołączoną do każdej ze sztuk. Ready, steady, go.
1. Rowlf the Dog & Dr. Bunsen Honeydew
Te dwie postaci szczerze mówiąc nie mówią mi zbyt wiele, ale! Jak zwykle dla Was odrobiłam zadanie domowe i mam ściągę – więc Rowlf pierwszy raz pojawił się w 1962 roku w reklamach psiej karmy Purina i to był jego debiut na srebrnym ekranie – do obsady Ulicy Sezamkowej postać dołączyła jedynie incydentalnie w 1968 roku – gwiazdą show został jak wiemy Kermit the Frog. W 1976 roku postać Rowlfa wyciągnięto z szafy jako pianistę w the Muppet Show, zaś w 1979 roku osiągnął sławę dzięki filmowi the Muppet Movie.
Mamy tu całkiem udany unikatowy odlew głowy i dosyć prosty torsik i nóżki z drobnymi nadrukami sierści. Nie powiem Wam do czego nawiązuje popiersie (bo nie wiem i nie chce mi się szukać), ale doceniam bardzo szczegółowy nadruk nut na domyślnie okładce książki.
Drugą postać z tej pary kojarzę jeszcze słabiej a to pracownik Muppet Labu, którego głowa jest właśnie podobna do miodowego melona, stąd jego nazwisko. Jest to także aluzja do ponadnarodowej korporacji Honeywell. Honeydew jako dosyć pomylony, odcięty od świata naukowiec miał dokonywać eksperymentów, których negatywne skutki zwykle dotykały się jego współpracownika Beakera, który jest następny na liście.
Nie mogę powiedzieć, aby ta figurka robiła na mnie jakieś szczególne wrażenie – pamiętam, że dokompletowałam ją do naszej serii za 25CZK (cca 4PLN) na aukro.cz, więc zdecydowanie nie jest to jakaś bardzo pożądana sztuka. Poza dosyć oryginalną kolorystyką, ciężko tu także jakos specjalnie rozpływać się nad designem tej sztuki – ot oryginalny odlew główki i dosyć podstawowy nadruk na torsiku i nóżkach, multimoldów brak.
2. Beaker & Gonzo
Druga para prezentuje się zdecydowanie lepiej pod względem dokonanej przez LEGO pracy i już piszę dlaczego.
Poplecznik melonogłowego Beaker ma fantastyczny multimold jako główkę – naprawdę bardzo zręczna i staranna robota plus wygląd postaci odwzorowany jest tu perfekcyjnie; trochę fantazji wprowadzają tu także dualmoldowe nóżki z nadrukami; torsik podobny jest do tego od pana melona i tu jest poprawnie. Podobnie Gonzo – krawędzie zachodzącego plastiku są tu niewiarygodnie ostre i czyste, zaś sam nadruk powiek jest wyraźny i dobrze kryjący. No i niesamowita jest koszula Gonzo w drobne papryczki z barwnym krawatem, jak również dyskretnie nadrukowane krótkie rychome nóżki. Kawał swietnej pracy, jestem na tak.
Z kronikarskiego obowiązku dodam tylko, że Gonzo to postać niejasnego rodzaju, ambiwalentnie zwierzęca choć zdecydowanie antropomorfizowana na zawadiakę, stuntmana i artystę z rodzaju performance art. W filmie the Muppet Caper Gonzo przetransportowany zostaje do Anglii w skrzyni z napisem „Whatever„.
3. Kermit the Frog & Ms Piggy
Mamy tu dwie gwiazdy serialu i serii, postaci których jak sądzę nie trzeba przedstawiać – Kermit-żaba oraz panna Piggy i obie te postacie wyglądają moim zdaniem fantastycznie. Odlew główki żabsona jest idealnie odzwierciedlony, podobnie panna Świnka otrzymuje bardzo pryncypialnie i szczegółowo zaprojektowany multimold nie tylko główki, ale także rączek i nóżek.
Absolutny top.
4. Fozzie Bear & Animal
O ile co do misia-wokalisty mam ogólne wrażenie dające się podsumować raczej przeciągłym meh, to zwierzak to moim zdaniem kolejny flagowiec tej serii i to pomimo braku multimoldu główki – tu ponownie farba ma dosyć nieostre krawędzie i nierówny stopień krycia, ale w całości postać to moim zdaniem bardzo udana, łącznie z dołączonym symbolicznym zestawem perkusyjnym.
Misiowy wokalista jest całkiem w porządku, choć również bez multimoldowej główki.
Na marginesie dodam, że zwierzak był szalonym perkusistą w fikcyjnej grupie Dr. Teeth and the Electric Mayhem, którego częścią była także panna z gitarą w tej serii dostępna pod numerem ostatnim.
5. Statler & Waldorf
Dalej mamy parę starszych gentlemenów, których najpewniej kojarzycie z przerywników, gdzie dzielili się oni swoimi kąśliwymi uwagami z miejsc balkonowych. Obie postaci, z garścią przyjemnych akcesoriów uważam za niezwykle udane, zwłaszcza pod kątem najpewniej dosyć trudnego a bardzo udanego odwzorowania odlewów główek. Jeśli dobrze kojarzę, jedynie Statler otrzymał w tym miejscu multimolda, jego niższy koleżka został wyposażony w nadruki na cielistym plastiku.
6. Swedish Chef & Janice
Szwedzki kucharz w serialu pełnił rolę parodystycznego przedstawienia gotowania na ekranie czy ogólnie lekkiej beki ze Szwedów tudziez Skandynawów ogólnie, co dosyć uraziło tych pierwszych, którzy rzekomo szwedzkie słowa, jakim postać miała się posługiwać oznaczyli za „zupełnie nieszwedzkie i niemające nic wspolnego z językiem szwedzkim” zaś samą postać za wcale „nieśmieszną„. No cóż.
Janice to koleżanka zwierzaka ze wspomnianego wyżej z zespołu, której plusem jest multimoldowa główka i pięknie nadrukowana gitara.
Z Muppetami ogólnie mam taki problem, że odświeżając je po latach przy pisaniu tej recenzji ówczesne pacynki wydają mi się raczej paskudne, odpychające i straszne niźli urocze i choć figurki prezentują się pod tym względem o wiele lepiej to nadal po prostu nie są to szczególnie ładne odlewy, z całym szacunkiem dla ogromu pracy, inwestycji i kreatywności wykorzystanej do ich zaprojektowania. Samo show tchnie dla mnie dzisiaj raczej upiornym rosyjskim placem zabaw niż rzeczywistą rozrywką; postacie wydają się zużyte i posklejane dosyć amatorsko z brudnych resztek materiałów i niestety częściowo podobne odczucia mam wobec figurek – jakkolwiek doskonale odwzorowany, to po prostu nie jest szczególnie ładny produkt – e.g. para staruszków o nienaturalnie zniekształconych, posępnych i zaciętych twarzach, kolejna para bezokich postaci, z nielicznymi wyjątkami raczej zgrzebne nadruki na torsikach a muppet Janice wygląda jak upiorna ofiara operacji plastycznych – kilkoma z tych postaci legitnie dałoby się dzisiaj straszyć dzieci i to wszystko – ponownie z całym zrozumieniem dla sentymentu, jaki ta seria może budzić w dzisiejszych millenialsach – powoduje, że nieszczególnie chce się ten produkt jakoś szczególnie eksponować, co jest przeciwieństwem moich odczuc jakie miałam do zestawu z Ulicą Sezamkową. Milczeniem pominę ksenofobiczny motyw ze Szwedami czy najpewniej dzisiaj uznawalne za niewrażliwe nazwanie zwierzakiem postaci sugerującej swoim zachowaniem ADHD – to wszystko tylko wskazuje na to, jak samo The Muppet Show kiepsko się zestarzało i choć daleko mi do głębokiego obrażania się na zabawki, niektóre z tych żartów już po prostu dzisiaj są nieśmieszne i powodują pewne zażenowanie jako zwyczajnie takie – nieśmieszne, wąsate i zaściankowe.
Może jednak ta kapitalizacja tęsknot, lęków i sentymentu dzisiejszych czterdziestolatków powinna być trochę bardziej wybiórcza hmm?
6/10