Kolejna – póki co ostatnia – płyta Alamedy i kolejny bardzo dobry produkt artystyczny, który ciepło przyjałem i wałkuję regularnie do dzisiaj.
Zetknąłem się z krytycznymi uwagami pod jego adresem jakoby zabrakło tym razem nuty szaleństwa, nieprzewidywalności i rewolucji stylistycznej.
Owszem – wydawnictwo to jest zdecydowanie łatwiej przyswajalne od poprzednich a muzyka stała się łagodna, melodyjna i miejscami wręcz piosenkowa ale ten projekt przyzwyczaił już chyba wszystkich do tego, że rozwija się w sposób zupełnie nieprzewidywalny; mi w każdym razie całkowicie odpowiada sytuacja, w której (tym razem) postanawiają nieco przyhamować niepokorne, awangardowe zapędy na rzecz tworzenia po prostu ciekawych, miękkich i przyjemnych utworów.
Nie oznacza to, na szczęście, miałkości oraz banału bo „Eurodrome” naszpikowana jest świetnymi, oryginalnymi pomysłami a brzmieniowo oraz aranżacyjnie jest to światowy poziom.
Ścisle muzycznie mamy sporo krautrockowych motywów, etno/transowej rytmiki i łagodnej elektroniki w niezwykle kreatywnym sosie a to wszystko bardzo ładnie pulsuje od początku do końca.
Ładna muzyka.
8/10

