Skip to content
NERDZIUCH
Menu
  • Muzyka
  • FILM
  • LEGO
  • GRY
  • KOMIKSY
  • KSIĄŻKI
  • INNE
  • BLOG
Menu

MAYHEM – De Mysteriis Dom Sathanas

Posted on 2020-12-262020-12-28 by Nerdziuch

Tradycyjnie, podczas pisania mojej pseudo-recenzji, wrzuciłem opisywaną płytę do odtwarzacza i zdałem sobie sprawę, że niespecjalnie mam pomysł na to co powinienem w tym materiale zawrzeć  a nawet od czego zacząć..

Trudno bowiem napisać coś odkrywczego i ciekawego o albumie, mającym z jednej strony tak fundamentalne znaczenie i pokrytym pokładami kultu a jednocześnie tak wyświechtanym pod względem pop-kulturowym.

Osobiście zacząłem go odkrywać w 1997 roku, dzięki składance “Gods of Darkness” (Nuclear Blast) gdzie zaprezentowano “Freezing Moon” a następnie, praktycznie przez kilka lat – już po zapoznaniu się z całym albumem – odkrywałem go nadal, poznając stopniowo okoliczności jego powstania, historię zespołu i wszelkie fakty związane z tym, co działo się wtedy w Norwegii.

Powyższe sprawiło, że DMDS zapisała się w moim młodym, kucowatym umyśle jako płyta szczególna, legendarna i okryta szczególną aurą, przez co, słuchając jej, występowały u mnie autentyczne CIARY. 

Z kolei teraz trudno oczekiwać takich wrażeń i pozamuzycznych, gdyż otoczka tajemniczości całkowicie się już ulotniła.

Historia Mayhem wałkowana była już niezliczone ilości razy i to przez media głównego nurtu a temat jest przemielony do cna, czy to przez samych muzyków w wywiadach, czy to na łamach książek i różnorakich publikacji. Aktualnie wystarczy poświęcić dwie godziny, oprzeć się na Wikipedii + Youtube i wiemy na ten temat praktycznie wszystko. Będąc w Oslo można sobie z marszu wdepnąć do słynnej piwnicy pod niegdysiejszym “Helvete”, natomiast  w nudny wieczór można sobie odpalić “Władców Chaosu” na CDA.

Od wielu lat jedynymi świeżymi elementami są żarciki, memy i szeroko pojęte śmieszkowanie z Vargiem/Euronymousem w rolach głównej i jedynie to potrafi jeszcze budzić jakieś emocje – oczywiście pozytywne bo często kontent ten jest kapitalny 😉 Varg aktualnie dostarcza masy udanych gifów i zabawnych wpisów na Twitterze, Necrobutcher ze swoim wyznaniem, że również chciał zabić Euronymousa wzbudza zasłużony śmiech a mi osobiście zdarza się przekabacić DMDS na De Mysteriis Dom Niggeriis 😉 

Wbrew pozorom,  pomaga to tylko tej płycie.

Zawartość muzyczna jest bowiem tak doskonała, że i bez tej całej otoczki, z czystym sumieniem zasługuje na najwyższą notę; całe szczęście, że muzyka BM ma wiele twarzy, wcieleń oraz odcieni, ponieważ w swoim stylu Mayhem osiągnął punkt, który od 1993 roku ustala granicę nie do przekroczenia.

Pewien paradoks budzi fakt, że choć z jednej strony jest to opus magnum drugiej fali czarnego metalu i jeden z głównych symboli ówczesnej metalowej rewolucji, to dzieło to robi piorunujące wrażenie również pozbawione jakiegokolwiek pozamuzycznego kontekstu.

Jest to idealnie skrojony album, zawierający 46 minut  fantastycznych dźwięków, zaklętych w prawilnych ośmiu kawałkach, spośród których można nawet wyodrębnić odpowiednik  ballady w postaci “Life Eternal” a “Buried by Time and Dust” to – ze swoimi 3 minutami i 34 sekundami – gotowy materiał na radiowy singiel 😉

Pomijając te drobne heheszki, jest to niewątpliwie produkt zrealizowany i ustrukturyzowany zgodnie z najistotniejszymi standardami, obowiązującymi w branży.

Materiał jest skondensowany i treściwy, pozbawiony dłużyzn oraz zapychaczy a każdy z ośmiu utworów stanowi mały majstersztyk, przez co powinna być to lektura obowiązkowa dla każdego miłośnika szeroko pojętej muzyki rockowej.

Tu nie ma miejsca na żadne słabsze momenty – tej płyty słucha się od początku do końca bez cienia znużenia.

To też znamienne, że chociaż od tego czasu blackmetal odkrywany był wielokrotnie na nowo i każdy ma inną definicję tego gatunku, to są pewne elementy wspólne.

Jednym z nich jest pewien specyficzny pierwiastek, który staram się wychwycić w każdej nowo poznanej płycie z BM i na tej podstawie jestem w stanie stwierdzić czy mi się podoba, czy też nie (przynajmniej wstępnie); to taka swoista cezura pokazująca czy się “umi w blackmetale czy nie umi”. Nazwijmy to jak chcemy – vibe, klimat, atmosfera, duch, cząstka, nastrój, kreowany obraz, skojarzenie, to coś, aura, przekaz podprogowy…nieważne, sam nie potrafię tego określić; w każdym razie o ile na wielu (udanych) płytach w tym gatunku udaje się tego dotknąć, zaznaczyć to czy uchwycić, to na “De Mysteriis” się to po prostu wylewa.

Lektura obowiązkowa i to nie tylko dla kucy, ale dla każdego muzycznego erudyty, który chciałby usłyszeć najlepsze płyty w historii.

10/10

Total Page Visits: 1141 - Today Page Visits: 1

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Polub nas na Facebooku

Nerdziuch.pl

WYRÓŻNIONE

  • LEGO Batman (I) 7780 The Batboat: Hunt for Killer Croc [for sale]

Archiwa

  • czerwiec 2023 (8)
  • maj 2023 (2)
  • marzec 2023 (1)
  • styczeń 2023 (6)
  • grudzień 2022 (10)
  • wrzesień 2022 (4)
  • sierpień 2022 (23)
  • lipiec 2022 (17)
  • czerwiec 2022 (16)
  • maj 2022 (1)
  • październik 2021 (12)
  • wrzesień 2021 (11)
  • sierpień 2021 (8)
  • lipiec 2021 (19)
  • czerwiec 2021 (4)
  • maj 2021 (14)
  • kwiecień 2021 (14)
  • marzec 2021 (14)
  • luty 2021 (32)
  • styczeń 2021 (36)
  • grudzień 2020 (42)
  • listopad 2020 (12)
  • październik 2020 (8)
  • wrzesień 2020 (11)
  • czerwiec 2020 (2)
  • maj 2020 (11)
  • marzec 2020 (5)
  • luty 2020 (24)
  • styczeń 2020 (34)
© 2023 NERDZIUCH | Powered by Minimalist Blog WordPress Theme